Działo się to w upalny dzień lipcowy roku 1993 i swoim zwyczajem uciekła była Warszawa z Warszawy, pozostawiając tylko wonne Nalewki wraz z najbardziej zadłużonemi przyległościami na opuszczonem gospodarstwie.
Pusto więc było — o ile pusto może być w dwumilionowem mieście, — a duszno tak samo, jak i dziś; — pomimo stuletniego postępu bowiem i licznych w tym kierunku dokonanych prób, nie zdołano dotychczas jeszcze poprawić miejscowego klimatu tak dalece, by go uczynić znośnym w czasie letniej spieki.
Jużto, prawdę powiedziawszy, coraz mniej się dawała uczuwać potrzeba takiego ulepszenia.
Głęboko, na samem dnie uregulowanej Wisły wznosiły się olbrzymie kryształowe pałace, mieszczące w wnętrzu swojem, oprócz kilku wspaniałych teatrów, kilkanaście restauracyi i cukierni, urządzonych z wielkim komfortem i przepychem.
Ponad Warszawą, w obłokach — na wysokości, którą dowolnie można było uczynić równą Meranowi, Zakopanemu lub Davosowi — bujały rozkoszne Marceliny i Sielanki. Balonowe omnibusy i doróżki dowoziły żądnych rozrywki Warszawiaków do tych schronisk uroczych.
Strona:W XX wieku.djvu/017
Ta strona została uwierzytelniona.