Strona:W XX wieku.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

Kuryer Warszawski historyę dnia. Zaciekawiony, usiadł na ławeczce, kazał sobie podać czarnej kawy z koniakiem i jął słuchać.
Przyszedł był w połowie opowiadania, po artykule wstępnym, kronice i wypadkach. Fonograf wygłaszał właśnie erotyczny wierszyk jakiś Czesława, w deklamacyi panny Czaki. Potem przyszły bańki dowcipnego „mydlarza,“ a następnie telegramy w redakcyi uroczystego „Br. Z.,“ wypowiedziane przez pana Kotarbińskiego, z odpowiednim przedmiotowi nastrojem.
To, co tu usłyszał, sprawiło mu bardzo przyjemne wrażenie. Z telegramów dowiedział się, że świat stoi niezmiennie na tem samem miejscu; „bańki mydlane“ przekonały go, że dowcip warszawski staje się coraz młodszym, w miarę tego, jak się starzeje, — erotyk zaś Czesława ujawnił mu, że miłość ciągle trwa — z grzywką na czole, „z buzią w ciup,“ zafryzowana, upudrowana, woniejąca Opoponaxem, wiewająca wachlarzem, skora do figielków, uśmiechnięta!...
Przeświadczenie to uradowało go wielce. Przyszło mu na myśl, że wiekuisty zastój świata, dowcip warszawski i miłość upudrowany muszą chyba, tak jak on sam, zawdzięczać Vitalinie swą nieśmiertelność, a krzepki wygląd