harmonię wzniosłego dytyrambu, który grzmiał w jego piersi. O ile go podnosił i uszlachetniał ideał miłości, opromieniający jego duszę od chwili, gdy piękną nieznajomą zobaczył, o tyle go przygnębiały i we własnych oczach poniżały wspomnienia niezbyt wybrednego romansu, jakie w umyśle jego budziły nagabywania gwałtownej Niezabudki. Zdawało mu się, że ta przeszłość nieco mętna wcale do niego nie należy i że powrotna jej fala, nachodząca go teraz, po latach tylu, z natarczywością upominającego się o dług swój lichwiarza, plami go i upośledza. Miał takie uczucie, jak gdyby go śmiesznym czyniły roszczenia, jakie do niego, marzącego o pięknej nieznajomej, podnosiła stosiedemdziesięcioletnia Niezabudka, wmawiając w niego, iż to ona jest właśnie jego drugiem „Ja,“ do którego duch jego wyciąga ramiona. Więc też, ilekroć z wnętrza fonografu ozwał się głos jego prześladowczyni, zrywał się, jak ptak spłoszony, i uchodził przed jej napaścią, nie wątpiąc o tem, iż się wszyscy na tem miejscu obecni domyślają, że to o niego chodzi, i że go wszyscy szyderczem przeszywają spojrzeniem.
Roznerwowany powrócił do domu wieczorem i zamknął się w swoim pokoju. Samotność uspokoiła wkrótce jego rozdrażnienie; niesmak,
Strona:W XX wieku.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.