— Chciałbym się widzieć z sennoritą Dolores — rzekł rezolutnie, nadrabiając fantazyą.
Marszałek popatrzał na niego badawczo, widocznie zdziwiony tem żądaniem i tonem, jakim było wypowiedziane. Potem obrzucił przelotnem spojrzeniem skromne urządzenie kawalerskiego mieszkanka naszego bohatera. Snać nie zaimponował mu doraźny przegląd ten, bo lekki, ironiczny uśmiech przeleciał po jego twarzy.
— I kogóż będę miał zaszczyt oznajmić margrabiance? — zapytał.
Czarny Tulipan wymienił swe nazwisko.
— A czy nie mógłbym wiedzieć, gdzie pan w tej chwili przebywa? — rzekł znowu marszałek tonem zapytania.
— W Warszawie — odparł młodzieniec.
— Zdaje mi się, że Jej Ekscellencya pani moja nie ma znajomych w tem mieście.
— Rzeczywiście, nie mam zaszczytu znać Jej Ekscellencyi, ani też jej prawnuczki, ale chciałbym je poznać, a szczególniej chciałbym poznać sennoritę Dolores.
— To będzie nieco trudnem — rzekł z ironicznym uśmiechem marszałek, — zwłaszcza na tej drodze, którą pan obrałeś.
— Dlaczego? — spytał Czarny Tulipan.
Strona:W XX wieku.djvu/059
Ta strona została uwierzytelniona.