Strona:W XX wieku.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

do uwierzenia, a jednak prawdziwe... jak mówią reklamy. Ubolewam też wielce, że mi regulamin służbowy nie pozwala wezwać margrabianki do telopsu, wyobrażam sobie bowiem, jakby się uradowała, ujrzawszy swego zbawcę... No, ale skoro pan posiadasz władzę przerzucania się w jednej chwili na miejsce, gdzie być pragniesz — dodał z szyderczym uśmiechem, — to niema dla pana nic łatwiejszego nad przybycie do Paryża. Przerzuć się pan tu do nas, Avenue d'Auteuil N. 12, a ja wtedy nieomieszkam pana przedstawić Jej Ekscellencyi i pannie margrabiance.
To powiedziawszy, pożegnał ceremonialnym ukłonem naszego bohatera, i pocisnąwszy guzik swego aparatu, znikł z pola elektro-telefotoskopu tak, jak w umyśle wietrznicy znika pamięć dawnego kochanka, skoro w głowie jej nowy kaprys zagości.
— Szelma Francuz! Objechał mnie! — fuknął Czarny Tulipan, nie mogąc powstrzymać żalu, jaki serce jego ogarnął pod wpływem doznanego zawodu. — Oczywista rzecz, iż w ten sposób celu mego nigdy nie osiągnę; fagas ten nie dopuści mnie do niej... Mogłem to zresztą przewidzieć, że tak będzie!... Trzeba więc szukać innej drogi... ale jakiej?... Ha, no, trzeba pojechać do Paryża!... Lecz jakże tu