Strona:W XX wieku.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

udali się na przeznaczone dla nich miejsca. Usadowiwszy się wygodnie, powiódł Czarny Tulipan okiem po zebraniu — niewzruszony i swobodny pod gradem zewsząd ku niemu zwróconych spojrzeń, „nanośników,“ okularów i lornetek.
Na widok ten przebiegł szmer po sali. Ten i ów uczuł potrzebę wypowiedzenia uwag, które mu nasunęło pojawienie się oskarżonego. Hurtem wziąwszy, wrażenie, jakie wywołał, było korzystnem; wszystkich ujął młodością swoją, męskim wdziękiem i swobodą. Jedne tylko emancypantki trwały w wrogiem dla niego usposobieniu, I nie dziw — były to bowiem przeważnie stare panny, które, czując żal do całego świata, z powodu, że je „ominęło małżeńskie szczęście,“ musiały oczywiście w stopięćdziesięciosiedmioletnim kawalerze, unikającym narzucanego mu „hymenu,“ widzieć niejako sprawcę swojego losu i osobistego śmiertelnego wroga. Nie potrzebuję dowodzić, że nic nie usprawiedliwiało tego uprzedzenia. Wszak wiadomo, że stare panny (biorę tu wyraz ten w złem jego znaczeniu!) rodzą się już staremi pannami i że rodzaj ten (zobacz w Buffonie) rozmnaża się przez samorodztwo.
Nagle ucichł gwar, rozbrzmiewający dokoła; uwaga publiczności zwróciła się w inną