do niego od razu trzy aż dwunożne i brodate finansowe instytucye, ofiarując mu swoje usługi. Spotkawszy się na tym gruncie, rozpoczęły z sobą spór o kompetencyę, każda z nich bowiem utrzymywała, że Czarny Tulipan „leży wyłącznie w sferze jej interesów,“ a żadna nie chciała swych współzawodniczek do praw z tego tytułu nabytych dopuścić. Po dłuższych, nader burzliwych, a w finansowym języku prowadzonych rozprawach, zgodzono się wreszcie na zawarcie spółki, opartej na równych udziałach. Bohater nasz, czując, iż chwila do objawu antysemickich dążeń nie jest sposobna, zgodził się na wymagany procent mojżeszowego wyznania (oko za oko! sto za sto!) i pod pisał weksel z sześciomiesięcznym terminem na półpięta tysiąca rubli. Po dopełnieniu tych formalności, dokonano jeszcze — celem umorzenia wekslu, który właśnie w tym miesiącu zapadał — na sumie, mającej dojść do wypłaty, malutkiej rytualnej operacyi, — poczem wypłacono już Czarnemu Tulipanowi resztującą kwotę w ilości 2,785 rubli i kopiejek 56!
— Victoria! — zawołał nasz bohater po wyjściu kapitalistów. — Victoria! Dziś jeszcze wyjeżdżam do Paryża!... Droga, jedyna, słonko moje złote! jutro już będę przy tobie!
Strona:W XX wieku.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.