dbałą o godność domu i nazwiska. Rodzony ojciec jej duchowy, pan Dygasiński, nie byłby jej poznał teraz, tak pełną była najwytworniejszego taktu i dystynkcyi. Więc też, przyznawszy słuszność uwagom swej prawnuczki, kazała przywołać marszałka dworu i poleciła mu, by się zajął tą sprawą.
W chęci ubawienia swych chlebodawczyń, jął teraz marszałek opowiadać, iż zaraz nazajutrz po znanej przygodzie na bulwarze Św. Magdaleny zjawił się u telopsu młody blondyn w granatowym smokingu i białej kamizelce, dopytując się o zdrowie margrabianki i twierdząc, iż to on właśnie dokonał dzieła ratunku. Nie dopuszczono go jednak do rozmowy, której się domagał, raz dlatego, że to się sprzeciwiało obowiązującemu regulaminowi domowemu, a powtóre, z przyczyny, iż się zdawał być oszustem lub waryatem. Przyznawszy bowiem, iż stale mieszka w Warszawie, utrzymywał z uporem, iż, siedząc w warszawskiej cukierni i ujrzawszy w polu elektro-telefotoskopu to, co się działo na bulwarze, przerzucił się w mgnieniu oka skutkiem wysiłku woli do Paryża, gdzie przybył jeszcze w sam czas, by Jej Ekscelencyę i pannę margrabiankę ocalić.
Ciekawe opowiadanie to zajęło bardzo słuchaczów. Panią Marynę ubawiła wielce
Strona:W XX wieku.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.