Strona:W XX wieku.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszelakoż autor, pragnący oddać taką scenę z całą wiernością właściwego jej kolorytu, mógłby to jeno uczynić, licząc na wielki zasób dopełniającej wyobraźni u czytelnika, na zdolność odczuwania subtelnych półtonów i półcieni, o co bardzo trudno wogóle, a zwłaszcza już wpośród naszego do grubej roboty przyzwyczajonego czytelnictwa, które od długich lat nauczyło się zwracać uwagę nie na „jak,“ lecz na „co“ fabuły. Więc też, nie tworząc nic z materyału, który mam pod ręką, powiem wprost, że nasz bohater i margrabianka wyszli z tej pierwszej rozmowy upojeni, szczęśliwi, pełni ufności w wzajemność ożywiającego serca ich uczucia, jakkolwiek z ust żadnego z nich nie padło słowo jedno, mówiące o kochaniu.
Rozpoczęło się teraz dla nich życie, któreby nazwać można rajskim snem na jawie, — tak pełnem było ono słodkich upojeń i uśmiechów. Czarny Tulipan bywał codzień w pałacu, niecierpliwie oczekiwany przez margrabiankę, mile witany przez jej prababkę, która, widząc żywość uczucia, jakiem dla siebie wzajem pałali zakochani, postanowiła naturalnemu rozwojowi tego uczucia nie przeciwstawiać żadnej przeszkody. Nawet i ją upajał widok tej miłości, którym się czuła odmłodzoną, niby