Strona:W XX wieku.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

klamrami,“ iż takiem jest rzeczywiście zarządzenie Jej Ekscellencyi, dotyczące jego osoby, i że przeto najroztropniej uczyni, oszczędzając sobie w przyszłości niepotrzebnego trudu, gdyż pani Maryna Grzędzianka i jej prawnuczka nie życzą sobie jego odwiedzin.
Spiorunowany tem oświadczeniem, opuścił Czarny Tulipan wspaniały przedsionek pałacu. W głowie mu się pomieścić nie mogło, co z ust marszałka usłyszał. Był jak ten, któremu w czystem polu, o milę od wszelkiego dachu, spadła na głowę dachówka. Jakto? miałżeby się wyrzec tego szczęścia, którego wczoraj jeszcze był tak blizko? Wszak właśnie przed trzema dniami nadeszło telegraficzne błogosławieństwo pra-pradziadka Dygasińskiego, przyznające mu wobec całego świata urzędowy niejako charakter narzeczonego margrabianki! Wszakże dzień dzisiejszy miał być właśnie dniem jego zaręczyn! Cóż się stało? Co mogło spowodować zwrot tak niespodziewany? Czyżby tak zmiennem było jego drugie „ja,“ które tak gorącem wczoraj jeszcze zdawało się płonąć dla niego uczuciem?
Wszystkie te zapytania przesunęły się kolejno w jego umyśle, ale na żadne z nich nie znalazł odpowiedzi. Udręczony niepewnością, wskoczył do elektrycznej dorożki, kazał się