to, srebro i drogie kamienie, wszędzie przepych i bogactwo bez miary.
Czego zechciał, o czem pomyślał, wnet znajdował na stole, a nawet czuł w swoich rękach. Tylko ludzi nie widział, głosu niczyjego nie słyszał i chociaż stały łoża do snu usłane i stoły pełne potraw zbytkownych, nikogo nie było widać i niczyje głosy nie rozlegały się w tej złotej pustce.
Gdy znużony, ułożywszy się na kobiercu, usnął, — czyjaś niewidzialna ręka przeniosła go na bogate łoże i przykryła kosztownemi makatami. Obudziwszy się rano, ujrzał koło łoża najwykwintniejsze napoje i ciasta i już nie zdziwiony niczem zajadać smacznie począł.
Ani razu, odkąd śpiew ptaka posłyszał, nie pomyślał o biednej zostawionej bez opieki siostrzyczce, ani razu nie zatęsknił za swoją złotowłosą mateczką.
Strona:W zaklętym lesie (1928).djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —