Jadł, pił, słuchał rozlegającego się z komnat śpiewu; gdy wieczór przyszedł układał się na kosztownem łożu i zasypiał, nie myśląc ani przez chwilę, że siostrzyczka Marychna leży może nieżywa z głodu i tęsknoty.
Drogie kamienie i rozrzucone po komnatach kawały złota i srebra — wpiły się w pierś dziecka i dotarłszy do serca, uczyniły je kamiennem... Ani jedna łza nie zabłysła nigdy w osłupiałem zawsze wejrzeniu Stasia, ani jedna myśl tęskna nie zakrólowała w jego głowie.
Zimny, obojętny, po kilkakroć razy przechodził setki pałacowych komnat, rozkoszując się przepychem i coraz probując zastawionych potraw. Nie pomyślał o nikim nigdy — skamieniał...
A tymczasem Marychna obudziła się ze snu długiego i nie mogąc doczekać się Jasia, wołać nań i płakać poczęła...
Strona:W zaklętym lesie (1928).djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —