Strona:W zaklętym lesie (1928).djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
—   21   —

cza nie przychodziła im do głowy. Morze rozciągało się tak daleko i szeroko, że i końca tego bezmiaru nie było widać. Wisiały nad niem obłoki również straszliwie czarne i zdawały się dotykać fal wzburzonych.
Jak długo stali, nie wiedzieli... Dopiero w godzinę, czy dni kilka, spostrzegli, że stoją na ścieżce, prowadzącej do lasu i że morza żadnego niema.
Czy to było złudzenie, czy czary, nie mogli pojąć — to tylko wiedzieli, że jakaś nieczysta siła stara się im przeszkodzić w dojściu do czarodziejskiego pałacu.
To znów wicher miotał nimi tak straszliwie, że, tchu nie mogąc złapać, zmuszeni byli schować się przed zadymką do jaskini i przenocować.
Rozpytując się po drodze o zamek zaczarowany, napotkali tylko jednego człowieka, który coś o nim pamiętał.
Siwy, jak gołąb, staruszek opowia-