dał, że kiedyś, kiedyś przed laty, tenże sam się zdarzył wypadek z pałacem, w którym przemieszkiwały złe i okrutne czarownice, sprowadzające na podróżnych nieszczęście.
Opowiadał, że jeden z przejeżdżających tamtędy wysadził w powietrze to gniazdo złych kobiet, zanim one zdołały wyrzec słowa zaklęcia, a na miejscu, gdzie stał pałac, ukazały się jakby postacie kamienne, które do przejeżdżających głosem ludzkim wołały, błagając, a by je od zaklęcia uwolnić, bo ruszyć się z miejsca nie mogą, a chciałyby jakoby biedz i pomagać podróżnym do wydobycia z błot tamtejszych.
Były to podobno głosy czarownic, które chciały siebie tylko wyratować podstępem, nie myśląc bynajmniej o ratowaniu podróżnych. Przeciwnie, chciały ich podawnemu gubić i zatapiać.
Głosy te, raczej do wycia dzikiego,
Strona:W zaklętym lesie (1928).djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 22 —