przez inne wiedźmy, zamieszkujące to miejsce. Jeżdżą od tego czasu na miotłach i szkodzą ludziom.
Zła macocha nie przestała myśleć o dokuczeniu pasierbicy. Nieraz ukryta wśród zarośli przyglądała się królewskiemu zamkowi. Ile razy ujrzała w oknie lub w parku młodą królową, zawsze uśmiechniętą i promieniejącą szczęściem, zgrzytała ze złości i zaciskała swe szponiaste palce.
— Skończy się twoja radość, różane liczko zblednie, a oczy łzami się zaleją. Załamiesz ty jeszcze białe rączki, zapłaczesz gorzko — syczała wściekle.
Widząc, jaką miłością otacza królowa swe dzieci, postanowiła je porwać. Nie była to jednak łatwa sprawa. Zamek był strzeżony przez wartowników, a nad dziećmi czuwała wierna piastunka. Czarownica nie traciła jednak cierpliwości. I oto zabrzmiały pewnego dnia w całym kraju surmy wojenne. Nieprzyjaciel