wczynkę kwiatami. Ale zaledwie je powąchali, zapadli wszyscy w sen. Na to tylko czekała ukryta w krzakach czarownica. Schwyciła dzieci i uprowadziła je tajemnym przejściem z ogrodu. Potem wymówiła zaklęcie i wraz z dziećmi uleciała do gęstego lasu. Tu porzuciła śpiące wciąż jeszcze królewięta i ze złośliwym chichotem wróciła na Łysą Górę.
— Jak się zbudzą, to i tak pomrą z głodu. A gdyby nawet wyżyły, to za kilka dni wróci zza morza Żar-Ptak i uwiedzie je do Kamiennego Pałacu.
Tymczasem dzieci spały na miękkim mchu aż do następnego ranka. Gdy się zbudziły, nie wiedziały, gdzie się znajdują. Na próżno biegały na wszystkie strony i nawoływały niańkę. Zewsząd otaczał je gęsty, nieprzenikniony bór. Wreszcie zmęczone usiadły na zwalonym pniu. Dobrotka zaczęła płakać, Sławek objął ją ramieniem i dłuższy czas milczał zasępiony. Wreszcie powziął