Tymczasem mała królewna długo biegała po lesie, z płaczem wołając brata.
— Może zbłądził w lesie, muszę go odnaleźć — postanowiła.
Przez kilka dni błąkała się na próżno. Wreszcie zgubiła drogę do szałasu i musiała spędzić noc pod gołym niebem. Rano znów rozpoczęła swą wędrówkę, aż znużona i pełna rozpaczy zawołała:
— Ach, utopię się już chyba! Lepsza śmierć w jeziorze niż powolne konanie z głodu.
Już miała się rzucić w głębinę, gdy nagle usłyszała tuż za sobą przecudny śpiew. Złocisto-czerwony ptak siedział na gałęzi i wabił ją ku sobie. Dziewczynka niepomna niczego poszła za nim. Zapomniała o głodzie i strachu, o samotności i opuszczeniu. Szła przed siebie, zasłuchana w przedziwną melodię. Gdy mijała bramę, prowadzącą do Kamiennego Pałacu, krzak róży wyciągnął gałązki i schwycił ją za sukienkę. Żar-Ptak
Strona:W zaklętym lesie (1939).djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.