Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/103

Ta strona została przepisana.

tyczny, w kasku, w szlifach generalskich, z buławą hetmańską w garści i ze starożytnym rapierem przy boku, w otoczeniu brzęczących ostrogami adjutantów, kroczył dumny sprzymierzeniec dyktatora Włoch, bożek walki z niszczącym żywiołem, sam rzekłbyś ogniotrwały, niedosiężny, największy z notarjuszów...
Nie te wszelako szczegóły stanowią o odmienności Krzaczyna. Krzaczyn bowiem jest tylko jednym z warjantów zasadniczego motywu prowincji. Przecież i Łomża, i Koło, i Płock mają swoich komendantów, swoje ambicje, wzloty i upadki, swoje niebo ideałów, swoich Cezarów i Herostratów, a na mapie istnienia Krzeczyn, zarówno, jak jego koledzy z prowincji, ma swój symboliczny krążek z drobno napisanem imieniem. Czemu więc nie gdzieindziej w Polsce zatrzęsła się ziemia, tylko tam właśnie i, jak narazie, tylko tam? Czemu to Krzaczynowi, a nie, dajmy na to, Ostrołęce przypadł w udziale zaszczyt ponad siły i nadzieje?
Dłuższe rozważania na ten temat zakrawałyby już na metafizykę. Naszem skromnem zadaniem jest przyjąć do wiadomości ten bezsprzecznie niezwykły fakt, że nocą z czternastego na piętnasty listopada roku dwudziestego piątego, chrapiącą potężnie mieścinę zbudził nagły wstrząs, połączony z głuchym hukiem podziemnym. Ślepe już okna rozbłysły tedy światłem, na ulice zaś wyległy postacie w paltach, narzuconych wprost na bieliznę. Pod osłoną mroku dzielono się trwogą, zdumieniem i chaotycznemi domysłami.
Ponieważ w jednym domu stanął jakoby zegar, w dwu innych opadł tynk ze ścian, a u stelmacha rzekomo trzasnęły drzwi, co, mówiąc nawiasem, stwierdzono dopiero o świtaniu, przeto wśród west-