Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

ka od pomysłów autora, i niemożność wpływania na bieg zdarzeń. Przeciwko takiemu despotyzmowi powieści świat kiedyś musi się zbuntować, jak się już dziś ja buntuję.
— To dla mnie — stwierdzałem z coraz większą stanowczością, uważnie studjując zasępiony profil starca.
Aż rzekłem grzecznie, z najjaśniejszym, na jaki mnie było stać, uśmiechem:
— Przybyłem, niby wedle tej rozrywki...
Tobczewski powątpiewająco chwiał głową.
— To pan już dzisiaj czwarty z rzędu. Pewnie, jak i tamci, do niczego. Bezczelni, sum wielkich żądali za nudę. A cóż może być głupszego nad nudę, do tego jeszcze opłacaną. Jest to zresztą nałóg warszawski: zabójczo nudne godziny w kawiarni nad szklanką kiepskiej cieczy spędzone, to coś więcej, niż rozrywka — to symbol, znamię epoki, jak pan może zauważył pod każdym względem mało produkcyjnej. Ale słucham pana.
Po pauzie, obliczonej na efekt, a wytrzymanej, zdaje się, nader umiejętnie, rzekłem:
— Nim sobie innego, bardziej produkcyjnego zajęcia nie znajdę, wziąłem się do beletrystyki. Doraźność obecnego zawodu wynika stąd, że i mnie już drażni kwaśny swąd atramentu, oraz zagrażająca sferze życia inwazja sytuacyj powieściowych. Pozwolę sobie przedstawić szanownemu panu następujący program zabawy: rozporządzam mianowicie solidnym cyklem pomysłów, których nie zamierzam eksploatować. Pomysły te z całym składem osobowym( oraz z prawem użycia tej lub innej firmy, gotów jestem odstąpić panu za bezcen. Profit taki: o tyle to a tyle kawałków drukowanych będzie pan miał mniej do czytania.