Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/128

Ta strona została przepisana.

czemś co zupełnie zresztą życia nie pozbawia smaku ani uroku. Przecież to takie jasne: Żytniakowie są zamożni, wykształceni, bywają u wojewody, u biskupa, gdy on tylko stempluje listy (narazie choćby), jako nadetatowy podurzędnik, protegowany swego szwagra.
Nie mniej jednak stosunki Karola z domem siostry były zażyłe, tą zażyłością, która powstaje z dobrze zachowanego dystansu. — Wieczorami, po zamknięciu biura, Jechna przebierał się i szedł na przechadzkę, lub jeżeli to się działo zaraz po pierwszym, to do kina, na bilard do cukierni, a potem do Żytniaków na herbatę. Tam było mu najcieplej i najzaciszniej — gaz syczał w palniku, gwiżdżący samowar przekomarzał się — z papugą; w kredensie, gdy ulicą przejeżdżał cięższy wóz, melodyjnie dźwięczały szkła, a na stole białem światłem żarzył się nieskazitelny obrus. Żytniak siedzi, kiwa głową albo piórkiem dłubie w zębach, lub przegląda dzienniki stołeczne, Żytniakowa w modnym negliżu, tęgim biustem oparta o stół, robi rachunek z kucharką, co chwila jej przerywając: „co takiego, przecież jeszcze wczoraj marchew kosztowała tyle to a tyle!“ Za oknem, tuż za czarnemi szybami noc, grudzień, a tutaj na obrusie pachnie złote masło, stygnie półmisek z pieczenią, a w czarnej wnęce nieoświetlonego obecnie saloniku czeka fortepian, gramofon i gitara.
Szklankę z herbatą Jechna otaczał dłońmi, jakby zazdrosny o promieniejące napróżno ciepło, przymykał oczy, sycąc się atmosferą dobrobytu i stanowiska. Świadomość przebywania w bliskiem, bezceremonjalnem zetknięciu z ludźmi bardzo wykształconymi, przejmowała go prądem niewypowiedzianej roskoszy.
— Tak, wykształcenie to wielka rzecz — my-