Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/131

Ta strona została przepisana.

cowitość, a ja, racjonalista i empiryk, na ludziach się znam, jak chyba nikt. Pomijam wyższe właściwości mego umysłu, panie, ale czy sam zawód, czyż poczta nie jest najlepszym punktem do obserwowania człowieka, charakteru? Źle, panie łaskawy!
— Cóżem uczynił? — bąknął spłoszony podurzędnik.
Naczelnik omal nie spalił się w wybuchu:
— Co to jest za indagacja! To nie pańska rzecz, zrozumiano? I pamiętaj pan, można być krewnym doktora Źytniaka, a mimo to w końcu rozstać się z pocztą. Ja, panie, jestem racjonalista, mnie pan nie uśpi, nie podejdzie, ja kości pańskie widzę, każdą myśl mam, jak na dłoni, ja w oszacowywaniu ludzi nie posługuję się bujdą intuicji, ja jestem wychowany na racjonaliźmie! Już czuję coś niedobrego. W panu dojrzewa bardzo brzydki kawał, panie dobrodziejski...
Przełożony posiniał z oburzenia, a przy pierwszej sposobności poskarżył się na Karola, który teraz z wypiekami na twarzy kręci się w sztychach spojrzeń Żytniaków.
— Mój drogi, tylko nie zrób nam zawodu — cierpko, z pozorami serdeczności prosi siostra, — Sam wiesz, że ze swoim przykrym charakterem nigdzie długo nie popasiesz, a i na poczcie niejedno nie uszłoby ci bezkarnie, gdyby nie wpływ Antka. Byłoby to samo, co z seminarjum i z wojskiem.
Jechna pije ogromnemi łykami herbatę, trawiony bezprzedmiotowym wstydem. Coby nie uszło bezkarnie? Co przeskrobał w seminarjum i w wojsku? Czem się naraził na poczcie, że aż naczelnik poskarżył się Żytniakowi?
— Jechna jest przedewszystkiem tępy — przy-