Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/133

Ta strona została przepisana.

Trudno mi stawiać bezapelacyjną tezę, istnieją bowiem dwie djagnozy faktu: zbrodnia i figiel, Według mnie, Karol, wczuwszy się w postać szwagra (był, jak zaznaczyłem, silnie podniecony wódką), nie zastanawiając się nad tem co czyni, co zamierza, otworzył drzwi...
Może nawet chciał spóźnionym pacjentom powiedzieć, że doktora niema i przez kilka tygodni nie będzie, ale oto poczuł na ręku zimną szczecinę czyichś wąsów.
— Wielmożny panie koncyljarzu! — skamłał chłop w przemokłej burce, w przedpokoju rozwir żując z der jakiś rzężący tobół, który okazał się niebawem żywą, czy też ledwie żywą babą. — Wielmożny panie, ponoć wrzód w gardle. Stara prawie że nie dycha....
Jechna tak był podniecony, że widocznie nie mógł odrazu wyjść z granej w samotności roli doktora.
Wprowadziwszy chorą do gabinetu, zbadał ją poczem podszedł do fatalnej szafki. Może to był tylko figiel, psi figiel? Z pierwszej z brzegu flaszeczki samozwaniec wlał do szklanki nieco czerwonej cieczy, zalał to wodą, następnie dosypał jakiegoś proszku, zmieszał wszystko i podał chorej. Ta, usiłując przełknąć lekarstwo, usta rozwierała coraz szerzej, krzywiła się, charcząc przytem i kaszląc nieznośnie.
— Wszystko będzie dobrze — pocieszał Jechna chłopa, klepiąc go po mokrem ramieniu. — A teraz ulokujcie się gdzie w jakim zajeździe i dajcie chorej odpocząć. Lek zacznie działać niezadługo.
Kiedy został sam, siadł na kanapie i zaczął nucić. Szczegół ten doskonale pamięta pokojówka, która, na brzęk dzwonka zerwawszy się z łóżka, za-