Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/144

Ta strona została przepisana.

— Nawet brylanty w wątrobie to niepotrzebna rzecz — przychodzi do wniosku jakiś filozof w amerykańskich okularach na garbatym nosie. — To tak jak z grzybem: on wszędzie jest pożądany, choćby w barszczu, byle nie w ścianę, albo w podłogę.
— A pan na co cierpi? — pytam siwowłosego patrjarchę, smakowice chłepcącego wodę.
— Moja mater ja źle się przemnienia — brzmi melancholyjna informacja. I
— Tak, to nieprzyjemne zdarzenie — rzeczę współczująco. — Naftusia tutaj dużo ma do powiedzenia. A propos. Znam przypadki bardzo zastanawiającej przemiany materji bez udziału wód leczniczych. Naprzykład cynk w połączeniu z miedzią przy domowym wyrobie monet daje podobno złoto.
— Ale za to się siedzi — uprzedza, kiwając głową, jakiś smutny młodzian. — Nawet długo się siedzi.
— Siedzi ten, kto do tak delikatnego spławu używa cynku — fachowo objaśnia elegant w jasnych getrach.
Jestem zakłopotany, jak przystało na laika, który nieostrożnie wszczął rozmowę z zawodowcami.
— Bardzo być może, proszę panów. Znam wszelako inne wypadki. W dwudziestym roku, kiedy rząd regestrowa! zapasy niektórych towarów, policja śledcza wykryła kiedyś w jakiemś podwórku istne złoża nigdzie niezameldowanego sukna. Nałożono plomby, drzwi opieczętowano, niby do czasu przybycia komisji rzeczoznawców. Ale oto gdy ta komisja przybyła i pieczęcie zdjęła, okazało się, że w składzie tymczasem w ciągu paru dni stał się cud, naprawdę rekordowa przemiana materji. Wyobraźcie sobie państwo, zamiast sukna, władze znalazły zwyczajny barchan.