Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/150

Ta strona została przepisana.

kie, niebotyczne zamysły! I do tego właśnie potrzebne są panu świetliki?...
Ale on żywo mi przerywa.
—Świetliki to tylko środek do osiągnięcia mojego celu. Zaraz to wytłumaczę, ale proszę się nie śmiać. Zresztą niech się pan śmieje — cała moja działalność odbywa się wśród kolców drwin. To nic. Ciekaw jest pan mojej koncepcji? Bardzo prosta. Jaki jest najłatwiejszy sposób obłaskawenia przyrody? Czy nigdy pan się nad tem nie zastanawiał, że krwiożerczy szakal, jedna z jego odmian, dała nam w końcu stosunkowo łagodnego psa, łagodnego mimo ciągłe obcowanie z najbardziej drapieżnem zwierzęciem, jakiem jest człowiek? Zatem obłaskawienie jest zasadniczo możliwe i skuteczne, a było by jeszcze łatwiejsze, gdyby nie zły przykład człowieka. Ale to długa, na tysiące lat obliczona metoda. Trzeba przeto było szukać innych sposobów. To mnie, panie, przypadł w udziale zaszczyt odnalezienia właściwej drogi. Wszak mogę panu zaufać?
Siadł koło mnie i głęboko zajrzał mi w oczy.
—Trzeba... Niech pan uważa... Trzeba skrzyżować gatunki drapieżne z gatunkami o instynktach łagodniejszych. Naprzykład owcę z wilkiem. Mojem zdaniem to nie jest fikcja. Trudności? Hmmm... A cóż jest łatwe? Od czego wysiłki, postęp. Ja osobiście tego jeszcze nie potrafię urzeczywistnić, rzucam tylko myśl. Właściwie, mam już za sobą jakieś tam próby, w tym kierunku poczynione, ale narazie bez dodatnich wyników. Starałem się mianowicie poznać bliżej obyczaje i mowę naszej cichej owcy. Ale nawet owca przy bliższem zetknięciu się z człowiekiem wykoleja się, demoralizuje. Kiedyś spędziłem noc w owczarni... Ah, panie, to było straszne! Chcąc owce sprowokować do zwierzeń, zacząłem z ukrycia beczeć, a one,