Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/152

Ta strona została przepisana.

Po chwili dodał, zamyślony:
— Przyroda ma straszną konstytucję. Weź pan naprzykład obyczaje skorpjonów: samica, wszedłszy w związki małżeńskie zabija samca, ćwiartuje go i pożera po kawałku. A żona pająka obrywa mężowi swemu głowę! Okropność!
Z ciemności znowu wypadło ostre syknięcie żeśmy już obaj je usłyszeli, — Kto tam? — spytał warkliwie.— Kto tam się wtrąca do rozmowy?
Z mroku wypadła opryskliwa odpowiedź. Język i akcent żadnych nie budziły wątpliwości, że przemawia do nas potomek tych śmiałków, którzy ongi, reemigrując z Egiptu, suchą nogą przeszli przez morze Czerwone.
Po pierwsze ja nie jestem żaden kto tam, tylko prokurent dużej firmy w Kołomyi, (Prospekty i cenniki wysyłamy na pierwsze żądanie odwrotną pocztą gratis i franco), Powtóre, ja siedzę na swojej ławce i rozmawiam ze swojem własnem zdziwowaniem, dziwować zaś to ja mam prawo zawsze.
Kiedy myśmy milczeli, stropieni wystąpieniem nieoczekiwanego świadka naszej rozmowy, tamten ciągnął dalej.
— A ja bardzo dziwuję tym rzeczom, które pan dobrodziej rozpowiedział. Że pająkowa obrywa pająkowi głowę — — to dobrze jemu tak, poco się z byle kim zadaje? Kiedy u nas, u ludzi, blondynka bije i urywa głowy, to człowiek się żeni z brunetką. Czemu pająk nie postara się o znajomość z jakie łagodniejsze bydlę? Czemu nie pójdzie do boże krówkę, albo do motylkowej? Dobrze jemu tak, nic go nie żałuję. A to opowiadanie, że jeden kopytowiec nie może się spokrewnić z dwukopytniczką, to jest zupełna nieprawda. Ja, dzięki Bogu nim zostałem prokurentem