Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/153

Ta strona została przepisana.

swojej firmy (panom kupcom ustępstwo, poszukujemy agentów bez kaucji), dużo podróżowałem i stąd wiem, znam nawet taki przypadek, kiedy akuszerka wyszła za strażnika, ale dzieci to oni mieli. Pokrzyżowanie zupełnie się udało.
Niewidzialny prokurent, pewnie chory na wątrobę, rozzłościł się, splunął i podnieconym głosem
—Przyroda, przyrodniki, filozofy! Nauczyciel w gimnazji uczył mego syna i innych chłopców, że wszystkie te gwiazdy, to niebo, i nasza ziemia, to pływa w eteru. Eter, dobry towar. Gdyby tak było naprawdę, to niech pan mi wierzy, nasza firma, choć niby handluje manufakturą, a nie drogerjami, o tem by się oddawna dowiedziała (solidnym klijentom dajemy na raty). Co ja mówię! Nietylko nasza firma, ale wszystkie żydki oddawna by już o tem wiedziały. Przyroda, filozof ja! Mądrych rzeczy uczą w szkole, niema co powiedzieć!

Wstał, jeszcze raz splunął, i postękując, przeszedł przed nami aleją, wiodoącą do uciszonego już Truskawca.





XX.
NA FINISCHU.

Zatem — stało się. Przełom.
Wędrówka moja teoretycznie trwać by mogła do nieskończoności, a w każdym razie bardzo jeszcze długo, gdyby nie nagły zwrot w metodzie poszukiwań.
Zamierzałem właśnie autem machnąć się z Krakowa do Buska i do Solca, gdy oto nieoczekiwanie w pamięci odżył mi jakiś skrawek jedynej mojej rozmowy, jaką miałem z Lalką w Bagateli.