Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Siódmego dnia zdarzył mi się wypadek, który mię skłonił do rozmyślań nad pomysłowością kobiet, a jednocześnie i nad plastyką mojej mimiki, dotychczas przez życzliwe osoby uważanej za wzór wyrazistości. Mianowicie oberwał mi się guzik u fragmentu szaty, od wieków słusznie zwanego spodniami. Wzywam tedy pokojówkę, czarnooką szelmę, i gestykulacją daję jej do zrozumienia, że z powodu tego braku jestem smutnym jeńcem hotelu.
Uśmiechnęła się do mnie, że aż mi poty wystąpiły na czole. Niebawem wróciła, oddając mi własność moją... To było straszne: wszystkie guziki odprute. Tak bowiem dziewczę zrozumiało moje zlecenie mimiczne. Nim spodnie znowu stały się możliwe do użycia, upłynęło parę godzin, w ciągu których... O, Lalko, czy przebaczysz moją płochość? O, Ireno, mgło marzeń zamarłych!
W każdym razie pyjama Lalki, ta sama, która już w Ciechocinku rolę swoją odegrała, teraz przeszła na własność pokojowej, Emilji. Upominek ten miał tę dobrą stronę, że mnie osobiście nic nie kosztował. Moje rozstanie się z pijamą było symbolem przerwania poszukiwań Lalki. Jeżeli już Lalki niema w Wenecji, to musiała pójść do nieba. Wobec czego: ciche westchnienie, paciorek, uszczypnięcie w biały podbródek Emilji — na pożegnanie z Wenecją.
I znowu pociąg pospieszny niósł mię na północ, ku legendarnej krainie wód, zwierząt i duchów. Wracam do Warszawy. Wracam z pewną pociechą w sercu, że moja Odysseja (dziś powinno się mówić: Ossendoja) powiodła mi się całkiem niezgorzej. Bo proszę tylko pomyśleć, co za szczęściarz ze mnie: jeździć po świecie w pogoni za niewiastą, ulec obłędowi pościgu, szukać dobrowolnie nieszczęścia — a w wyniku wró-