Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

Wuj wykręcał się, jak umiał, ale padając pod ciosami mej argumentacją zażądał doby do namysłu.
Po upływie tego terminu pokazał własnoręcznie przez się nagryzmolony list, rzekomo od Ireny, w którym ta oświadcza, że zamąż nie wyjdzie, gdyż wstępuje do klasztoru, a mnie nie kocha.
— Czytaj! — tryumfująco wołał sknera.
— Czytaj, co tu o tobie stoi: Pożegnaj go, wujaszku, odemnie. Niech mi już więcej głupiemi swemi zalecankami nie dokucza“.
Przygryzłem wargi. Tobczewski, gdy chodziło o nietykalność jego majątku, umiał puścić się nawet i na dowcip.
Nazajutrz przybywam ze sfabrykowanym telegramem.
— Depesza od Irenki! — wołam od progu ze sztucznem zdyszeniem. — Żąda, byśmy wczorajszy jej list uznali za nieważny. Pisała go w chwili rozterki, dziś atoli oświadcza, że kocha tylko mnie i tylko za mnie wyjdzie. Czytaj wuju: „jeżeli mój najdroższy tatuś, a twój wujaszek, będzie mi stawał na drodze do szczęścia, to umrę z rozpaczy. Doktór powiedział, że takiej zgryzoty organizm mój nie wytrzyma, i kazał natychmiast wyjść za mąż, oraz zażywać „Aurein“, jakieś lekarstwo ze złota, bardzo drogie, na które proszę zaraz przysłać 5.000 franków. Powiedz też wujowi, żeby ci zwrócił te tysiąc franków, które od ciebie niedawno pożyczyłam“.
Wuj ze zdziwieniem obejrzał depeszę, skreśloną przezemnie na prawdziwym blankiecie telegramu.
— Wiele to taka depesza musi kosztować! — kwaśno rzekł, kręcąc głową. — A długu, przez smarkatę zaciągniętego, nie reguluję, ze względów pedagogicznych.
Po paru dniach ze łzami w oczach przeczytał mi