Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/28

Ta strona została przepisana.

— Papiery mam na imię Jogi Guzyczyraki, kapłana, podanego króla Nepalu, członka orszaku Dalaj-Lamy. Maskaradę, urządzoną gwoli uwolnienia się od służby w wojsku zaborcy, teraz przerywam dobrowolnie.
— To musi pan złożyć podanie o zmianę obywatelstwa, zawodu, nazwiska, i zapewne wyznania. Sprawa taka potrwa cztery do pięciu lat. Pan pojmuje... Nim się zniesiemy z rządem jego królewskiej mości króla Nepalu, nim otrzymamy zwolnienie pana z obowiązków członka orszaku Jego Arcydostojności Dalaj-Lamy, nim rząd nasz i rząd pana na to się zgodzą, a administracja przypuszczalne pozwolenie wykona... Tak, to wymaga czasu.
— Ależ panie inspektorze, ja jestem obywatel polski, Władysław Zambrzycki, inżynier, kawaler, katolik!
— Pan osobiście — bardzo być może, ale pan, jako posiadacz swoich, w zupełnym porządku znajdujących się papierów — nie.
— Mam przeto czekać pięć lat, by zostać sobą? Dobrze, lecz ja się chcę niebawem żenić, jako Władlysław Zambrzycki, polak-katolik, kawaler, inżynier!
— Hmm...— chrząknął inspektor z anielską cierpliwością. — Jako kapłanowi sekty buddyjskiej kościół nasz nie może panu dać ślubu. Chyba, że Polska zawrze konkordat z Jego Arcydostojnością Dalaj-Lamą.
— Ależ panie naczelniku, ja jestem bardzo zakochany i bardzo mię korci małżeństwo!
Inspektor, czy też naczelnik, przez telefon natychmiast skomunikował się z wiceministrem wyznań religijnych, potem jeszcze z jakąś inną władzą,