Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/29

Ta strona została skorygowana.

aż rzekł tonem osoby, która dalszą chęć przedłużania dyskusji uważać będzie za zamach i zbrodnię:
— Według zasiągniętych przed chwilą informacyj, najbliższa parafja buddyjska znajduje się w Paryżu. Sprawy małżeńskie tam raczy pan załatwić.Nie możnaż przecie wymagać, by młodziutkie, w stanie jeszcze wojny będące państwo polskie, lekkomyślnie narażało się na zatarg z rządem króla Nepalu, jak również z dworem najdostojniejszego Dalaj-Lamy. Wszystko musi być załatwione formalnie i wyraźnie.
Zrozpaczony kapłan sekty Putra, mając do wyboru, albo czekać pięć lat na wędrówkę aktów sprawy przez kancelarje Europy i Azji, czy też jechać natychmiast z narzeczoną do „najbliższej parafji“ w Paryżu i tam stanąć na kobiercu przed posążkiem Buddy, wybrał to drugie. Wybrał tem chętniej, że narzeczona zdawała się tem wszystkiem kapitalnie bawić.
O godzinie dziewiątej, minut (zdaje się) dwadzieścia, w ciepły wieczór majowy, sądzono mi było poznać osobiście żonę jedynego polskiego buddysty.Po przywitaniu się ze starym kamratem i po przedstawieniu mnie figurce w luźnej sukience z popielatego éponge, rozmowa wzięła szybko ton ciepły, wprost zażyły, co było zasługą przedewszystkiem różowego łokietka, który jakby niechcący... Nie, źle! niewątpliwie niechcący, co pewien czas cudownie zahaczał o prawy mój łokietek. Dowiedziałem się przeto, że Guzyczyraki-Zambrzycki założył w Łodzi fabrykę przetworów chemicznych „Askal“ i obecnie na potrzeby rynku niemieckiego produkuje całemi wagonami sosy skondensowane, przyprawy, buljony oraz słodycze, rzecz jasna, że nie z czego innego, jak tylko z odpadków naftowych i węgla