Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

kamiennego. Interes rozwija się znakomicie, fabryka literalnie tonie w zamówieniach, Niemcy bowiem przepadają za wszelkiem paskudztwem, a bezstronnie przyznać trzeba, że wyroby „Askalu“ pobiły chyba rekord obrzydliwości.
W stolicy państwo młodzi (trudno, muszę ich tak nazywać!) bywają dosyć często, zwłaszcza Lalka, która swoim sportowym aeroplanem przybywa tu trzy razy w tygodniu, oczywiście na lekcje meloplastyki i, rozumie się, gry filmowej. Wraca przytem zawsze na obiad punktualnie o drugiej, ponieważ według Władka atrybutem miłości jest również i stół, stół dobrze nakryty, starannie zastawiony, stół — symbol pogody i dojrzałej radości życia w cztery lata po weselu.
— A więc miewa pani pod sobą śliczne w drodze widoki — rzucam zawistną uwagę.
— Z aeroplanu — skromnie odpowie mi urocze stworzenie — Łódź wygląda, jak okopcona szparagarnia.
Wchodzimy do Bagateli, Zambrzycki udał się na trudną wyprawę do kelnera, a później, gdy cudu dokazał, porwało go w obroty jakieś towarzystwo o ponurych wizerunkach, typowi kupcy czasu stagnacji.
Chciał już, widać, los, byśmy z panią Lalką dłużej we dwoje pozostali. Z przezroczystych pól jej kapelusza, liljową gazą krytego, na twarzyczkę padał różowy zmierzch, z którego wprost w duszę moją świeciły dwie latarki oczu. Gdzieś, obok nas, letni teatrzyk ryczał bez umiaru miedzią swej orkiestry; nad stolikami unosiło się nieustanne brzęczenie rozmów; w górze, w gałęziach drzew, ciężko się kołysały, niczem fantastyczne jakieś owoce, niebieskawe owale lamp; wysoko w łunach świateł i kurza-