chem i oklaskami, ale mnie (może już nam?) całkiem to me przeszkadzało.
— Moja miłość domaga się... — szepcę.
— Za pozwoleniem.Do zdrady mnie pan nie skłoni.
—Do zdrady? Do takich szpetnych uczynków nigdy jeszcze nikogo nie skłaniałem. Władek jest moim przyjacielem, jeżeli zatem pani kocha Władka, to powinna i mnie również kochać. I to kochać gorąco, aż do duszności, nie chwaląc się zresztą tem narazie nikomu, a przedewszystkiem Władkowi. Bo ludzie tacy są zepsuci, tacy przewrotni, że nasze uczucia opacznie by zrozumieli. Zresztą zbyt kochamy oboje Władka, byśmy mogli świadomie zatruwać mu życie przykremi o nas plotkami.
Z pod liljowych rond coraz życzliwiej spoglądały na mnie niebieskie latarki, a ciepły głos wionął pochwałą:
— Pan musi być naprawdę dobry człowiek. Tak pan dba o przyjaciela.
— Jest to moim obowiązkiem, pani, jak również i to, by serce twoje chronić przed rozterką. Nie powinniśmy zapominać, że Władysław jest zwykłym poganinem, jakimś tam buddystą, a bliższa styczność z takim, zagraża zbawieniu duszy. Ratuj przeto duszę, póki czas. Ja ci to mówię, polak-katolik, ratuj zasady. Zwłaszcza zasadę, głoszącą, że... Oto mój numer telefonu. Umawiać się ze mną trzeba z dnia na dzień, ponieważ mogłoby mi co wypaść...
— Nawet atak zasad zdołam odeprzeć — przekomarzała się ze mną pani Lalka. — W każdym razie, cieszę się, iż jest pan człowiekiem moralnym o zasadach tak twardych i jednolitych, że aż...są nie do użycia. Niech pan jednak wybije to sobie z głowy;
Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/32
Ta strona została przepisana.