Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/41

Ta strona została przepisana.

ciągłem wnioski — „że jestem kimś, niewątpliwie detektywem, ponadto jeszcze oczekiwanym“.
Miałem już ulec reakcji rozsądku, by wykręciwszy się jakiem pierwszem lepszem głupstwem, przezornie, póki jeszcze czas, zarządzić pospieszną ewakuację obszarów, zajętych przez nieporozumienie, czy też przez bezczelność, już nawet sięgnąłem po okrycie i walizkę, gdy z amfilady pokojów doleciał mię żywy, miękko brzmiący baryton:
— Bardzo się cieszę, wszak pan Rapp, nieprawdaż? Wdzięczny jestem panom, żeście się tak prędko na prośbę moją odezwali...
Długie, dobrze utrzymane palce swobodnie ścisnęły moją dłoń, a w twarz głęboko i rozumnie zajrzały silnemi szkłami przysłonięte, pod Wysokiem czołem osadzone oczy.
A mnie omal fajka z zębów nie wypadła. Jakto! Więc ów szczupły, najwyżej czterdziestoletni gentleman w pyjamie o spokojnych barwach i kroju, ten pogodnie uśmiechnięty klubowiec o gestykulacji celowej, żadną przesadą nie skalanej, pilny uczestnik epoki... O, „Revue scietifique“ w ręku jeszcze trzyma... To ma być Kuleszak, wyklęty wampir Kuleszak, szakal na klęskach żerujący?
Gospodarz tymczasem wprowadził mię do rasowo urządzonej pracowni (tutaj ongi był złoty buduarek!). Znowu niespodzianka! Gabinetowy fortepian dobrej cechy, na półeczce podręcznej Skrjabin, Rachmaninow, Debussy, Rytel, Ravel, Szymanowski, Prokofjew. Z szafy bibljotecznej aż buchnęło świetnemi nazwiskami autorów, przeważnie z niwy sztuk pięknych, filozofji i ekonomji. Na biurku w skromnych angielskich ramkach urodziwa dziewczyna, też ze smakiem dobrana, najwidoczniej do celów reprezentacji. Wszędzie ciepła troska o kom-