Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/43

Ta strona została przepisana.

dzikusa, też muszą pozostać po za sferą podejrzeń.
Kuleszak uprzejmie podsunął mi zapałki, poczem mówił dalej:
— Jednakowoż przedmiotem mojego zdenerwowania będzie nie tyle jakieś tam wyciąganie z garderoby fraków i smokingów, które służba rankiem znajduje porozrzucane po hallu, nie drobne kradzieże, czasem połączone z wyważaniem szuflad w biurku...Nie to, panie Rapp. Najprzykrzejszą rzeczą jest atmosfera bezradności, jaka w „Luminozie“ powstała z chwilą, gdy wybitni gdańscy wywiadowcy po bezskutecznych staraniach opuścili mię wreszcie, żadnej nie zbudowawszy hypotezy. Niech pan pomyśli: drzwi wszystkie zamykam na noc sam osobiście, okienice od wewnątrz mają żelazne sztaby i zatrzaski automatyczne, w hallu stale czuwa mój wilk, Kub, a mimo to... Mimo to zrana znajdujemy w domu ślady czyjegoś plądrowania, frak na dywanie zgnieciony, okrycie, o ile w nocy padał deszcz, przemoczone. A obok wymiętych szczegółów stroju — jak gdyby nigdy nic: drzemiący sobie spokojnie Kub! Wobec takiego stanu rzeczy, nie mogąc znaleźć innego wyjścia, postanowiłem „Luminozę“ sprzedać, o czem powiadomione są już stołeczne biura kupna i sprzedaży. Pojmuje pan — nie mogę młodej żony... Za miesiąc mój ślub... Nie mogę żony wprowadzać do domu, w którym na każdym niemal kroku, codziennie wyczuwam czyjąś obcą, nieuchwytną a wybitnie mię lekceważącą obecność.
Dopiero teraz w bardzo karnej twarzy doktora wykryłem ślady troski,
Mój uśmiech natomiast ważył się między ironją a pobłażliwością.