Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/48

Ta strona została przepisana.

A ja ten nagły wybuch zrozumiałem: wierząc w moje zdolności widzenia rzeczy ukrytych, Kuleszak wolał poddać się odazu, gotów do skruchy i wyjaśnień.
— Cóż... — tłumaczył się półgłosem. — Sam pochodzę z mieszczan, narzeczona moja z jeszcze niższej sfery, cóż więc dziwnego, że zachciało się jej genealogji? Słabostka ludzka, drobny defekcik istoty bardzo zresztą kulturalnej i wykształconej. Ale że przed panem nic doprawdy się nie ukryje!
— „Sameś się bratku wygadał“ — stwierdzam potajemnie. —„W takim razie trzeba uważniej się przyjrzeć konterfektom przodków“.
Jakoż niebawem uderzyła mię wzmożona odległość ostatniej litery nazwiska (Kulesza-K), litery bardzo pozatem podejrzanego pochodzenia: świeżość jej barwy, oraz kształt stanowczo odmienny kazały przypuszczać, że to fatalne „K“ dosztukowano do nazwiska znaczne później, Uporczywsze spojrzenie, rzucone na portret damy, wydobyło z pod warstwy farby schowany dyskretnie wyraz „Kuleszyna”. Że odmianę żeńską nazwiska Kuleszów w zwartym szyku innych słów trudno było przerobić na „Kuleszakowa“, przeto sztucznie dopasowany potomek uznał za najwłaściwsze skasować cały tekst wraz ze wszystkiemi tytułami dziedziczki.
— Swoją drogą — rzekł gospodarz, trochę już ze wstydu ochłonąwszy — tyle to mnie, wie pan, kosztowało energji, by znaleźć podobizny, które nadawałyby się do dokonania wiadomej już panu operacji heraldycznej, tyle energji i zachodów, że można się było całkiem szczerze do państwa Kuleszaków... Pardon! Kuleszów, przywiązać...
Według słów doktora, portrety znaleziono w jakimś oddawna nieczynnym klasztorze, już nawet prze-