Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/53

Ta strona została przepisana.

sam zawalidroga, którego policja znowu chciała aresztować, i który, uciekając, zabrał cudze palto.
Po plecach przeszły mi ciarki.
Teraz żadnych już nie było wątpliwości, kto właścicielowi „Luminozy“ przyczynił tyle trosk i obaw.
— A więc to jest „szuler polski” z notatki dziennika hakatystycznego! — mruknąłem zadowolony z wyniku dochodzeń. — Ale też gracz wytrwały, co się zowie! Od ruletki nawet policja niemoże go wypłoszyć!

Kuleszak, któremu narazie nic o swoich odkryciach nie wspomniałem, z pewnym sceptycyzmem wziął się do wykonywania moich zeleceń. Posłuszy wskazówkom, kazał portret przodka zdjąć, a nawet osobiście pomógł mi w dokładnem opukaniu ram.
Koło czwartej po południu jeszcze raz miałem możność złożenia powinszować swojej wyobraźni śledczej: z ramy malowidła wysunął się i na podłogę spadł mocno już przez wilgoć nadwerężony pergamin.
Po godzinie wysiłków udało mi się wreszcie odcyfrować ten jedyny w swoim rodzaju zabytek wiedzy tajemnej, a jednocześnie obrazek obyczajów wieku, nagreźmolony zresztą w jakimś okropnym polsko-łacińskim żargonie.
W tłumaczeniu na język bardziej do naszego zbliżony, przy zachowaniu wszakże charakterystyczniejszych właściwości stylu, otrzymaliśmy skrypt treści następującej:
„Niechby ogień piekielny wchłonął wreszcie ogniotrwałego Belzebuba i niepoprawne sługi jego. Amen.
„Ja, Gracjan Bujanek, w służbie zakonnej brat Nikodem, takie oto gwoli skrusze składam oświadczenie:
„Szlachcic Marcin Kulesza, dzierżawca, a później dziedzic na Modzelach-Wypychach w pariji Zaremby-