Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/61

Ta strona została przepisana.

siły zamknęły mi dostęp do portretu. Z tą potworą, która mi życie obmierziwszy, w twoje mię wreszcie wtrąciła objęcia, z tą córką węża i krokodylicy, za nic w jednym rzędzie nie stanę. Chociaż jeszcze rok z górą żywota mi się należy, niewyzyskanego dzięki temu hyclowi Bojankowi, który mię święconą wodą w świętem miejscu przez cały prawie czas przetrzymał, mimo to wolę twój kociołek przez wiekuistość, niźli tydzień z tą potworą sąsiedztwa!
Wezwany dygnitarz pogardliwie chwiał głową.
— Cóż pan myślisz, że ja do piekła zabierać mam byle kogo? Zwłaszcza gdy smoła taka jest droga, gdy ogromna podaż dusz daje mi wyjątkową wprost możność przebiarania w towarze, ja wpuścić mam do siebie głupca, który grywa w kasynie sopockiem? Nie, mój przyjacielu, uroczyście się ciebie zrzekam.
— Nie masz prawa się zrzekać! ryknął Kulesza.
— Skoroś duszę moją kupił, to ją sobie zabieraj. Nie wprowadzaj pan do kupiectwa metod bolszewickich. Cóż, że grywam? Bom głupi, wiem. Cóż, żem głupi, gdy nigdzie nie powiedziano, że do piekieł dostęp mają tylko genjusze. Przykładem ty, który głupiemi tranzakcjami podrywasz powagę Belzebuba.
Słuszność była po stronie szlachcica, to też djabeł, trochę skonfundowany, zamilkł.
— Pardon, komandorze — odezwę się uprzejmie. — Czy firma panów w dalszym ciągu skupuje dusze? Jeżeli tak, to jaki jest dzisiaj kurs, dajmy na to, literatów i dziennikarzy?
— Ci nie są nawet notowani — rzecze komandor — jako z natury rzeczy znajdujący się w naszej ewidencji. A zresztą, kochany panie, o ile wiem, to wyście już zostali zakontraktowani przez wydawców. W handu trzeba być lojalnym: na dwie strony ukła-