Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/62

Ta strona została przepisana.

dać się nie należy, zwłaszcza gdy strony są sobie pokrewne.
Teraz z kolei ja djabłu przyznać musiałem słuszność.
— A powiedz mi pan — spytał szlachcica Kuleszak, — Powiedz mi, czemuś tak energicznie wzbraniał mi sprzedaży „Luminozy?“
Pan Marcin w zakłopotaniu kręcił wąsa.
— Bo gdybyś pan tu chałupę sprzedał, tobyś i obraz mój do jenszych miast wywiózł, co odcięłoby mnie od domu gry. Przykro mi do takiej głupoty się przyznać, ale tak jest. To wszystko przez moją magnifikę: rozum mi splątała, przewróciła życie do góry nogami, I taki mię zapał do hazardu wziął, że myślę sobie, niechaj mi już tam na portrecie nazwisko moje szlacheckie na mieszczańskie przerabiają, bylem tylko reszty żywota dokonał w ulubionych rozrywkach.
Kuleszak nagle zaczął przyglądać się swym paznokciom. Gdym ku niemu zerknął ostrożnie, widziałem, jak jego blada twarz zapłonęła gorącym rumieńcem.
Chcąc rozmowę na inne skierować tematy, półgłosem nagabnąłem komandora:
— Nie powinien pan odmawiać Kuleszy. Sam widzisz, że jest niespełna rozumu.
Djabeł wzruszył ramionami.
— Ostatecznie nic mi na nim nie zależy. Interes nasz przeżywa obecnie ostre przesilenie na tle ideowem i organizacyjnem. Przybył też djabłu czynnik konkurencyjny — kobieta wyzwolona, jako materjał tańszy i do posług piekielnych chętniejszy znacznie. To też piekło w niesłychanie szybkiem tempie niewieścieje; maluczko, a przyzwoitemu djabłu wstyd będzie być djabłem.