Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/72

Ta strona została przepisana.

wieść pewien mierniczy, przed dwudziestu już laty skazany na coroczną do końca życia solankę w Inowrocławiu, a później przez łagodniejszego medyka przeniesiony do niższego wymiaru kuracji, to jest do dwudziestu pięciu sezonów w Ciechocinku. — Była właśnie, jak się już rzekło, noc księżycowa, bez jednej chmurki na przezroczystem, niczem ciemny kryształ niebie, i mróz osiemnastostopniowy, gdy po weselisku, jakie klijent mój, zamożny włościanin, wyprawił swojej córce, miałem sankami jechać na odległą o trzy mile stację kolejową, by o dziewiątej rano być w Warszawie. Od początku uczty weselnej, to jest od czterech dni, piłem bez przerwy, zapomniawszy o świecie całym, prócz jednej jedynej rzeczy, mianowicie, że w poniedziałek rano bezwarunkowo muszę być w kancelarji, by książki i wykazy przedstawić rewidentowi z okręgu. Sprawa miała dla mnie pierwszorzędną wagę, i niestawienie się w terminie mogłoby wywołać przykre z rosyjskiemi władzami kolizje, czego ze zrozumiałych powodów zawsze starałem się unikać.
Narrator zapalił cygaro, oblizał wydęte pod wąsiskami wargi, i mówił dalej:.
— Wśród uciech pijaństwa, a kieliszkiem nie gardziłem, za co dziś płacę piętnastym już sezonem w Ciechocinku, nie licząc trzech w Inowrocławiu i czterech w Karlsbadzie... Wśród rozkoszy pijaństwa zatem, kiedy nadmiar trunków zmysły moje na dobrze oszołomił, z kwadrans na kwadrans, z minuty na minutę zwlekało się z tym nieszczęsnym wyjazdem. Dopiero kiedy furman mego gospodarza, chłop niecierpliwie mię dotąd do drogi naglący, oświadczył w pewnej chwili, że dziś na kolej jechać już za późno, otrzeźwiałem nagle, a przerażenie ciarkami przeszło mi po plecach. Dziś, koniecznie dziś, nieod-