Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/79

Ta strona została przepisana.

i filozof (jakże często w życiu kojarzą się te dwa zamiłowania!), zatem Ignacy, drżąc cały, otwiera drzwi, a wtedy oczom naszym przedstawia się widok, mocen wstrząsnąć najtrzeźwiejszym chyba umysłem. Wyobraźcie sobie państwo, miast ujrzeć oklepaną postać kościotrupa lub wilka z żelaznym ogonem i płomienną paszczą, albo jaką naiwną, całkiem już z grozy wyświechtaną upiorzycę, widzimy przed sobą — to było straszne! — kogoś nieznajomego, z wąsami pod nosem, w butach zabłoconych i w czapce ze znaczkiem telegrafu, kogoś, kto podając służącemu zwitek papieru, zawołał: „proszę pokwitować”! Niespodzianka tak była koszmrana, że braknie słów, by wyrazić naszą panikę.
— Straszne! — histerycznym szeptem syknęła jedna z pań, przysuwając się do swego cierpiętnika.
Wszyscy milczeli, nie wyłączając mierniczego, owiani grozą niebywałego zdarzenia.
A. ja, hamując w sobie dreszcz wzruszeń, dalej ciągnąłem opowieść:
— Chociaż treść depeszy pozornie niczem nadzwyczajnem się nie odznaczała — jakiś interesant zapytywał o datę powrotu ojca — mimo to jednak ja, od dzieciństwa już zdradzający dar jasnowidzenia, wśród szlochu proroczo zawołałem: „Babciu, babciu!”. Jakżeż tragicznie prawdziwy był i trafny okrzyk niewinnego pacholęcia!Co za oszałamiająca przepowiednia! Pomyślcie tylko, szanowni państwo: dokładnie w trzynaście lat, siedem miesięcy i cztery dni po tym zdumiewającym wypadku, wybucha, baczcie, wybucha wojna europejska! Wszak pamiętacie tę datę: 1 sierpnia 1914 roku? Wszak to w tym dniu rozpętały się wypadki?
— Rzeczywiście! — pobladłemi usty krzyknęła