Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/81

Ta strona została przepisana.

Kiedy pan Jurek, dobrze odżywiony budowniczy ze Lwowa, ucałowawszy wyciągniętą doń rączkę, smętnie udał się na swoje piętro, znagła przypomniał mi się powierzony przez Władka Zambrzyckiego depozyt: pyjama pani Lalki.
— Przepraszam najmocniej — szepcę, kłoniąc głowę przed jasnowłosą ofiarą niepunktualnej praczki. — Proszę o pobłażliwość, ale dzięki wrodzonej mi przezorności, w walizce obok innych niezbędnych drobiazgów podróżnych mam nieskazitelną lila pyjamę damską, w której pani będzie wyglądała jak wysokiej rangi aniołek. A gdzie jest taki strach, gdzie upiór, który zdolen byłby wyrządzić krzywdę aniołowi, zwłaszcza jeżeli będzie nad nim czuwał taki renomowany poskramiacz sił nieczystych, za jakiego ja mam zaszczyt się uważać?

Co rzekłszy, pełen bezinteresownego zapału, biegnę do pokoju po zbawczy pakuneczek.





IX.
LEKCJA.


Ranek, jaki się wyłonił z tej nocy, przez cały chyba hotel spędzonej na boju z widmami, kwaśny był i zimny, niczem artretyk podczas ataku bólów. Deszcz wprawdzie już nie padał, ale klosz niebios tak się chmurami zaszargał, że mógł przypominać przewróconą do góry dnem balję z zawartością wielkiego prania.
W parku ciechocińskim słynny barometr szafkowy, obłudnik i krętacz, nieszczerą strzałką utknął kompromisowo między dwoma zapowiedziami, z których jedna obiecywała „czas burzliwy”, druga zaś, jakby chcąc złagodzić złe wrażenie, przewidy-