Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/92

Ta strona została przepisana.

drgania strun fortepianowych, wędrówki krzeseł w powietrzu, oraz inne „numery”, powszechnie uważane za zdumiewające, jak naprzykład przepowiednie, czytanie myśli itd.
— Wogóle co to jest? Dziecinne zamykanie oczu na rzeczy aż nazbyt oczywiste, świadome komplikowanie zjawisk niezmiernie prostych, proszę państwa.
Postawa moja nikomu się nie spodobała. Jedni spoglądali na mnie impertynencko, inni z wyrozumiałością. Rozkołysana w bujającym fotelu pani Miga, zdawała się nie słyszeć prowokacyjnych mych wystąpień, rzekłbyś: własnem milczeniem pochłonięta, własną zagadką.
— My, to jest całe nasze kółko, takiej siły w sobie me czujemy — ze sztuczną powagą, kryjącą w sobie drwinę, oświadczyła pani Halina. — Pan jednakowoż... Tak jest, może pan zechciałby łaskawie nam zademonstrować ukryte w sobie zdolności?
Ze wzruszeniem ramion podchodzę do rezolutnej damy, biorę jej rękę i ostro patrzę w oczy.
— Przechodziła pani w życiu ciężką chorobę — wieszczę uroczyście. — Czeka panią podróż i list. Czy nie tak?
— Któż nie przechodził choroby? — powątpiewająco odezwał się zreumatyzowany aptekarz. — Kogóż z nas nie czeka podróż, choćby powrotna z Ciechocinka do domu? Któż nie czeka listu?
— Daruje pan — sztywno mu przerywam. — W danym razie nie o jakiegoś tam „ktokolwieka” chodzi, ale o szanowną naszą panią Halinę. Kto nie przechodził choroby, kto nie czeka listu, komu nie grozi podróż — tego nie wiem, wiem tylko, że i podróż i list będą udziałem pani.
Dana farmaceucie odprawa, logika argumentu, na obecnych zrobiły, zdaje się, doskonałe wrażenie.