Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/95

Ta strona została przepisana.

— Niestety, Mozart powiedział mi, że pianino jest rozstrojone, a państwo chyba rozumieją, że mistrz tej miary, co Mozart, nie może grać na byłejakim przepraszam za wyrażenie, gruchocie.
— To możeby przynajmniej krzesła z parę razy klasnęły? — nieśmiało ktoś proponował.
Czerwony pan żachnął się.
— Doskonale, ale co one mają oklaskiwać, skoro nikt grać nie będzie? Nawet krzesła mają swój sens i logikę.
Uwaga była najzupełniej słuszna,
— Zademonstruję państwu inne, nie mniej ciekawe fenomeny — pocieszało nas medjum, wznosząc w górę okrągły, niczem serdelek, palec.
— Oto przy pełnem świetle lamp ten oto ciężki stół odpowie nam na postawione mu pytania. Ażeby nie wytwarzać atmosfery podejrzeń, wszyscy, jak jeden mąż odsuńmy się od stołu — niech nań działa jeno duch... Czyjby duch? Zgodzą się państwo na Marcho.ta? Postać to intrygująco skryta, choć z pozorami wyjątkowego wprost wyszczekania.
Kółko nasze cofnęło się posłusznie, oczy wlepiwszy w masywny sprzęt.
— Niech pan się dowie, czy on już przybył? — prosi pani Helena, nie bardzo jednak zdając sobie sprawę, kim jest, czy też był w życiu doczesnem ów wzywany Marchołt: wodzem czy biskupem heretyckim?
— Pardon, czy jesteś już, panie Marchołt? — pyta medjum. — Jeżeli pan już jest, to nie zastukaj trzy razy, jeżeli zaś ciebie niema jeszcze, to nie zastukaj tylko raz.
W ciszy przejmującej medjum liczyło spokojnie:
— Raz, dwa, trzy. Czy wszyscy państwo sły-