Strona:Wacław Filochowski - Przez kraj duchów i zwierząt.djvu/97

Ta strona została przepisana.

odpowiedzi. Nawet przysłowie powiada: „nie święci garnki lepią“.
Po hallu przeszedł szmer podziwu.
— Nadzwyczajne! Niesłychane!
Mag zerwał się i spojrzał na zegarek,
— Co, już dziesiąta? Trupa moja bardzo państwa przeprasza, ale musi dziś jeszcze stawić się na paru seansach, a mianowicie w Kairze u urzędnika telegrafu, Mahmud-Jussufa-Hamadi‘ego, później pod Buenos-Aires na fermie don Fernanda Brahga, i wreszcie w klubie garnizonowym w Hong-Kongu. Życząc państwu dobrej nocy, zespół moich duchów oświadcza, że z dniem dzisiejszym cena seansów podniosła się zaledwie o 50 procent.
Otrzymawszy należność, czerwony jegomość opuścił nasze towarzystwo, które jeszcze po północy rozprawiało na temat fenomenalnego medjum.

Jutro drugi seans. Ale ja na nim nie będę. Z rana wyjeżdżam po dalszy ciąg przygód i zdarzeń.





XII.
TYDZIEŃ POLSKIEJ MESYNYł

Miejsce postoju — Kosów, Stacja dobroczynna rozładowywania intelektów — na przeciąg kilku tygodni wywczasu, słodkie uczucie bezpieczeństwa i pewności, iż nie zagraża ci tutaj żadna mobilizacja obowiązku, że nikt cię tu nie kupi i nie sprzeda, Pogodna, w sadach do stóp Karpat przywarta forteczka ciszy i spokoju.
A przecież po wstrząsach sopockiej „Luminozy”, a zwłaszcza Ciechocinka, należy mi się chyba parę dni Kosowa. Choćbym tu nawet nie znalazł po-