Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

Sikorski aż przyklasnął z zadowolenia.
— Otóż, otóż, kochany panie Józefie, rozwiązanie. Pani Anna nie będzie się posiadała z radości mieć u siebie takiego bohatyra. Nie przecz, pułkowniku, rzetelnie mówię, bohatyra. Ofiaruję się na przewodnika. Czekam na cię o piątej, w cukierni Lessla.
Sikorski podniósł się.
— Będę niezawodnie, bo doprawdy przykro mi...
— Ot tam, niema o czem, niema o czem! A ja znów gapię się na ten plan sztuczny! Osiwiałbym, zanim bym się w tych kreseczkach i punkcikach wyznał!...
— A rzecz jest łatwiejsza do pojęcia, niż napozór się prezentuje.
— Byle nie dla mnie, kochany panie Józefie. Uważasz, do pisanego wrodzony wstręt żywię! Śmiej się zdrów, lecz takim się urodziłem. Z kopę taczek samotrzeć na szańce zaciągnąłem, ale co, jak, żebyś mnie zabił. Więc niby tu wszystko stoi wyłuszczone, gdzie jaki rów a gdzie wał?
— Najdokładniej i ze wskazaniem, ile i jakich armat trzeba, gdzie ma być pozycja jazdy, gdzie piechoty!
— No-no! — dziwił się dobrodusznie Sikorski. — I sądzisz pułkownik, że, że do tego może przyjść...
— Kto wie! Osobiście jestem zdania, że nie powinniśmy dopuścić do oblężenia miasta, że nie powinniśmy nawet tracić czasu na jego obronę!
— Patrz pułkownik... a tego, tego bym się nie spodział.
— Długo o tem mówić! Więc o piątej!
— Sługa pański.
Po odejściu Sikorskiego, Bem, wybity ze snu do reszty, zabrał się do odziewania. Ale jakby tego ranka fatalność zawzięła się na jego mieszkanko. Ledwie wodą się orzeźwił, zapukano doń z listem od hrabiny Ilińskiej, zapytującej o syna. Odprawił pułkownik służącego hrabiny, nadszedł właściciel kamieniczki, imć pan Brukalski, pół godziny się nad ojczyzną i jej obrońcami rozwodził, aż na przymówieniu się o czynsz zakończył. Po zbyciu się Brukalskiego, pułkownik raptem mundur zdołał na rękawy wciągnąć, gdy znów zakołatano.