bodaj tej folgi płakać będę. Nie w takim obyczaju wyrosłem!... Ale gdybyś, mości dobrodzieju, miał moje siwe włosy, moje generalstwo tylu latami służby wypracowane i gdybyś widział zbliska, jako ja codzień patrzę na niedołęstwo, lekkomyślność zarozumialca — inaczej, inaczej byś sądził. Zawistnym, mości dobrodzieju, nie jestem! Napoljon, jako podrzędny oficer, w pięć czy sześć lat, przerósł wszystkich swoich generałów i naczelników. A przecież żadnemu z tych ani widziało się czynić mu wstręty. Lecz Napoljon „jenjuszem“ się wypromował, a nie wielką sztuką odważnego dowodzenia pułkiem! Myślisz, że Skrzyneckiemu odmawiam tego, co mu się należy!? że pragnąłbym pierwszy przyznać mu i to, czego mu niedostaje? Najuczciwszy człek może być, przy całej swej uczciwości, zbrodniarzem i łotrem, jako naczelny wódz! No powiedz, powiedz sam, pułkowniku, czyli, z ręką na sercu, zdolen jesteś przyznać słuszność rządom Skrzyneckiego?
— Prawda, generale, ale Bóg raczy wiedzieć, co lepsze, czy iść społem za jednym, choć nie tęgim przewodem, czy w pojedynkę, w rozsypkę.
— Dzielnie wyprowadziłeś. Owóż, póki niepewność jest, póty twoja racja ma walor i miała walor, mości dobrodzieju! Czekaliśmy długo, i cierpliwie. Kiedy mi mój własny pułkownik na wodza, nad moje siedmnastoletnie generalstwo, przed Lipskiem je miałem, się wysworował — ha — rzekłem sobie: spiritus, fiat, ubi vult. Pan Skrzynecki bałamucił, mitrężył, stroił mataczyny, invidiami gnębił co zdolniejszych, co starszych oficerów, pochlebcami, młokosami się otoczył — i to jeszcze przetrwaliśmy, znieśli. Przecież licho go odejdzie, zbudzi się, zaweźmie, bierz djabli Prądzyńskiego czyli Chrzanowskiego prawdę, gdy ta najmiłowańsza ciałem się stanie!... Aż pan Skrzynecki zabawił się w wyprawę na gwardje...
— Przedtem jednakże pod Dębem i Iganiami!...
— Pod Dębem! Przez litość, pułkowniku, wspomnij, że Chrzanowski ledwie wyżebrać zdołał od pana Skrzyneckiego zezwolenie na atak kawalerją. Chrzanowski wygrał bitwę, wbrew intencji naczelnego wodza! A pod Iga-
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.