swornem zachowaniu się żołnierzów. I Bem widział przed sobą niby jedną rodzinę, niby lud cały, pokłosie wszystkich stanów, zbratane, skute jednem hasłem.
I Bem czuł, jak mu pierś wzbiera, jak każdy wyraz generała wlecze go ku niemu, przekonywuje doń, jedna.
Krukowiecki tymczasem jeszcze znalazł serdeczne oderwanie się i dla Filisa, aktora Francuza, i dla Bieleckiego, czeladnika blacharskiego kunsztu, rozmówił się i z Dietrichem, drukarzem, i szewcem Kwiatkowskim; aż kiedy gwardziści, z tylej dobroci generał-gubernatora, już niemal do rąk mu się rwać zaczęli, Krukowiecki zakonkludował z ferworem.
— A teraz do szeregu, bałamuty! Z Bogiem zostawajcie!
— Wiwat Krukowiecki! — zahuczała gwardja narodowa — Niech żyje! — On nasz dyktator! — On wódz! — Wiwat — wiwat!!
Kocz generała, żegnany okrzykami, pełnymi zapału, ruszył ku Warszawie.
Krukowiecki jeszcze chwiał ręką ku wiwatującym jeszcze salutował, wreszcie, gdy siwosze dosięgnęły traktu, przetarł oczy chustką, nos wytarł hałaśliwie i ozwał się do pogrążonego w myślach Bema.
— Oto moje najlepsze zmocnienie. Gdy mnie zgryzota, mości dobrodzieju, porze, gdy mi dokuczy do żywego, — tu pędzę i stąd wracam odmłodzony, tęższy na duchu!
— I nietylko sobie, generale, świadczysz, bo krzepisz i tych, których za krzepicieli masz!...
— Uu! Aby mnie, pułkownik, nie wstydź! Jakże na serce, na poczciwość, nie odpowiedzieć sercem. Imć pan Władysław Ostrowski będzie znów fochy stroił, bo imaginuje sobie, że aby jemu, jako naczelnikowi gwardji narodowej, wolno się do musztrowania mieszać! Pal go kat! Wytrzymać z nim nie podobna! Gdyby nie on, byłoby trzy razy tyle woluntarzów! Paniczyk z morskiej piany. Już rodzic jego, senator, za skórę mi zalazł. Ale na tego migdałka, mości dobrodzieju, sposób mam. Bo... widzisz pułkownik, co innego wojsko a co innego gwardja! Wojsko musi karnością, sztuką, a gwardja gromadą, kupą! Nie
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.