jak się złożyło! Et tam, niech się dzieje, co chce! Nigdy nie miał szczęścia do względów sztabu generalnego. Jeszcze aby jutro zbałamuci. Krukowieckiemu nie godzi się despektu wyrządzić — a potem, potem wraca do obozu! Tu, w Warszawie, niczego się nie dogada, niczego nie dokaże. Do partji żadnej nie przystanie! Dawniej, w loży wolnomularskiej zasiadał, gorączkował się, o zbawieniu całego świata roił i pojedynku się doczekał.
W cukierni Lessla, na przywitanie pułkownika, wybiegł pucołowaty człowieczek, zmierzył go bystro i głębokim uszanował ukłonem.
— Do nóg upadam pułkownika, dobrodzieja mego! Raduję się, że go mam honor... Proszę tędy!
Na to ozwanie, we drzwiach bocznego pokoiku ukazały się rude szpikulce wąsów i rozradowana twarz Sikorskiego.
— A no, a no przecież, drogi panie Józefie! Już zwątpiłem, czyli przybędziesz!
Bem sumitował się. Pucołowaty człowieczek otrzepywał uniżenie pył ze stolika.
— Paszteciki gorące! Drożdżowe na świeżem maśle! Poncz neapolitański!
— Dziękujemy ci, panie Lessel — innym razem! — Wychodzimy z pułkownikiem.
— Jak moi dobrodzieje rozkażą!
Dowódzca Augustowski skinął cukiernikowi, rzucił mu szeptem jakiś wyraz do ucha i do Bema znów się zwrócił.
— Idziemy więc, panie Józefie?
— Jestem na rozkazy! Czy to daleko?
— Tuż za teatrem, na Święto-Jerskiej.
W drodze Sikorski jął rozwodzić się nad panią Marchocką, nad jej dystynkcją wielką a złotem sercem, napomykać coś, że, właśnie dla tego złotego serca, rozeszła się z mężem, kapitanem żandarmów, hulaką słynnym niegdy w dwunastym pułku jazdy Księstwa Warszawskiego; a dalej prawić o gościnności pani Anny, o niezwykle ożywionych zebraniach, o jej wdzięku niepospolitym, o fortunce znacznej, co przez babkę generałową, a podkomorzynę spiską czy rawską, spadła na nią.
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.