— I ma je zupełne i za to, że nas nie nudził.
Z poza klombu bzów wysunęła się naprzeciw idącym dorodna, choć może zbyt opiekła blondynka.
Pani Marchocka powitała ją żwawym okrzykiem.
— Miałam przeczucie! Jesteś Maryniu! Pozwól, że ci sprezentuję, pułkownik Bem. — Panna Sałacka. I dawno, dawno?...
— Cały ogród schodziłam. Jest i tatuś!
— Ach, nie wiem, jak się wytłumaczyć! Ale to nie moja wina! Pułkownik odpowie przed generałem.
— Nawet przed sądem polowym!
Pani Marchocka rzuciła Bemowi powłóczyste spojrzenie.
— Trzymam za słowo! — Idźmy, idźmy! Ale, wiesz, przepadł, nam Sikorski!
— Nieszkodliwie — zaśmiała się chropowato panna Sałacka — zabawia niewolnicę...
— Ach więc i pani Nadzieja! — wykrzyknęła gospodyni i wyrwała się naprzód i tak, że gdy pułkownik z panną Sałacką stanął na progu saloniku, pani Marchocka już ozwała się żartobliwie.
— Proszę pułkownika, nadewszystko przedstawić cię muszę najweselszej z naszych niewolnic.
Bem skłonił się niewielkiej a korpulentnej osóbce o spiczastym, zadartym nosku.
— Pani Bażanow! — dodała gospodyni domu.
Pułkownik rozwarł szeroko oczy. Pani Marchocka, jakby nie spostrzegła zdumienia, które się na twarzy Bema zarysowało, i poprowadziła go ku generałowi.
Ceglaste oblicze Sałackiego rozpromieniało.
— To sobie dobre! Pułkownik Bem! To sobie dobre! Pamiętam, znam, pod tem... pamiętam! Ho-ho! To sobie dobre! Inżeniery z artylerją jedna broń.
Pułkownik wszczął obojętną rozmowę z generałem. Sikorski zabawiał panią Bażanow. Pani Marchocka z panną Sałacką zniknęły na kilka minut, zakrzątnęły się i zaprosiły do podwieczorku w altance, z lewej strony dworku.
Tu, przy kawie, nawiązała się dość ożywiona pogadanka, w której atoli Bem nie brał prawie udziału, ileże,
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.