i znów liczył trupy, liczył rozbite, zdziesiątkowane pułki... i znów radził! I radząc, jeszcze kłół, jeszcze się natrząsał, jeszcze grobowo zawodził...
Naraz przed Skrzyneckim, stanęła czarna, łachmanami okryta mara i poruszyła wargami. Skrzynecki natężył całą siłę woli.
— Coś ty? Skąd?
Mara zachwiała się. Grodzicki porwał ją w ramiona i podtrzymał. Mara dźwignęła głowę.
— Wodzu — zachrypiało cicho — wodzu, baterja Turskiego..., trzy armaty wzięte... amunicji... Bogusławski bez ducha... generał Kamiński poległ... następują...
Sztab ze Skrzyneckim jeszcze wsłuchiwał się w szmer, dobywający się z pobielałych ust mary, jeszcze grozy zwiastowanych wieści nie zdołał ogarnąć, gdy już z dymów bitewnych dobyły się bezładne, pomieszane, stłoczone gromady żołnierzy i biegły na oślep ku zaroślom myszenickiego lasu.
Sztabowcy wraz z wodzem rzucili się do koni.
Przez chwilę zdawało się, że ta strojna, lśniąca złotem i srebrem gromada rozpadnie się w popłochu, da się powlec chmarze uciekających, że ani ośmieli się zagrodzić im drogi.
Jakoż już między sztabem ozwały się pierwsze pomruki popłochu, już ten i ów zmieszanym wodził spojrzeniem, już konie rwały się do galopa, gdy wtem w ręku Skrzyneckiego błysnął pałasz.
— Baczność! Brygada Kickiego do szarży! — zabrzmiał hardo głos naczelnego wodza.
— Kicki, poległ — warknął opryskliwie generał kwatermistrz.
— Więc jest Prądzyński! — huknął zajadle Skrzynecki. — Naprzód! Piąty pułk strzelców czeka na generała! Tu los sprawy się rozstrzyga! Nasze psie prawo zwyciężyć lub ledz pokotem.
— Wybieram co pewniejsze! — odparł butnie Prądzyński i spiął konia ostrogami.
— A wy za mną panowie! Naprzód! Zbierać oddziały. Całą piechotą uderzać!
Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.